Morze wyrzuca na plażę w Jelitkowie skórzany worek, pokryty warstwą podmorskich roślin i muszli. Wystaje z niego zniekształcona ludzka dłoń.
Wezwany z urlopu komisarz Sławomir Kruk, który rozwiązał już niejedną makabryczną sprawę, rozpoczyna zbieranie dowodów i przesłuchania świadków. Największym problemem okazuje się jednak współpraca z prokuraturą, która nalega, by pod byle pozorem zakończył śledztwo.
Kruk nigdy nie był niczyją marionetką, dlatego uparcie dąży do prawdy, ale ta sprawa zaczyna go przerastać. Nadepnął na odcisk niebezpiecznym ludziom.
Gdzie kupić?
Empik Bonito Tania Książka Świat Książki Legimi Nexto Ebookpoint
Powieść dostępna jako audiobook
Kruk – fragment
Rozdział 1
Na zdjęciu wykonanym przez Daniela Sundahla policjant kryje w dłoniach pochyloną głowę.
To nie jest zwykłe zdjęcie. Sundahl uwypuklił kontury postaci, odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia z grafiką. Kolory są nierzeczywiste, ale to dobrze, bo rzeczywistość jest do bani. Dłonie policjanta wydają się ogromne, a rozżarzone palce krzyżują się na włosach, tworząc klatkę. Ma to coś symbolizować.
Sławomir Kruk usiłował przypomnieć sobie znaczenie tej symboliki. Klatka z palców powstrzymuje demony przed ucieczką. To demony, które szarpią duszę i usiłują się wydostać na zewnątrz. Skąd Sundahl, ratownik medyczny z symptomami stresu pourazowego i zacięciem artystycznym, wiedział, że w głowie Kruka siedzi taki demon?
Wciągnął powietrze do płuc. Zdjął dłonie z głowy i ponownie spojrzał na zdjęcie. Nie na magiczną fotografię kanadyjskiego artysty, która na chwilę przyszła mu na myśl, ale na leżące na stole zdjęcie Kamili Zarzeckiej wydrukowane naprędce z komputera. Jej twarz nie wyglądała magicznie, bo Kruk nie bawił się photoshopem. Oczy napuchły, sińce na policzkach rozlewały się w ciemne kałuże, a nos stał się bezkształtny jak u boksera po walce. Dolna warga obwisła, odsłaniając zęby. Wszędzie widać było mniejsze i większe rozcięcia, które zostawią na jej twarzy trwałe ślady.
Kruk wpatrywał się w to wszystko przez chwilę, a potem podniósł wzrok na siedzącego po drugiej stronie stołu mężczyznę.
Władysław Zarzecki sprawiał wrażenie znużonego. Dwukrotnie prosił, by zakończono przesłuchanie, ale wciąż trwało. Dochodziła trzecia rano. Do szóstej Kruk chciał mieć przyznanie się do winy, a potem zamierzał iść do domu się wyspać.
– To, co pan robi, podpada pod tortury – powiedział Zarzecki. – Pozbawienie snu, zadawanie bez końca tych samych pytań, na które już odpowiedziałem…
– Proszę zacząć mówić prawdę.
– Jestem oskarżonym. Polskie prawo pozwala mi kłamać, jeśli tak mi się spodoba. – Zarzecki umilkł i przyjrzał się swoim paznokciom. Trzymał dłonie pod stołem, ale Kruk wiedział, że pod paznokciami wciąż była krew. Gdy w końcu pozwolono mu umyć ręce, nie zrobił tego starannie. – Choć wszystko, co powiedziałem, jest prawdą.
– Na razie jest pan tylko osobą podejrzaną.
Na poszarzałej twarzy Zarzeckiego pojawił się grymas.
– Pan już mnie osądził i skazał.
– Zacznijmy od początku.
– Nie mam nic więcej do powiedzenia.
– Wrócił pan do domu o wpół do ósmej wieczorem, wypiwszy uprzednio trzy piwa w towarzystwie kolegi, Ryszarda Baranowskiego. Nie mogę uwierzyć, że taki facet jak pan kończy wieczór na trzech piwach.
– Pan w nic nie może uwierzyć, panie komisarzu.
– Po powrocie zastał pan żonę w domu.
Zarzecki milczał. Był żylastym wysokim mężczyzną o rzadkich włosach. Prowadził podwykonawczą firmę elektryczną, ale nie w tej chwili. W tej chwili wbijał plecy w oparcie obrotowego krzesła, opierając dłonie na kolanach, bo nie było podłokietników. Wyglądał niegroźnie i trochę tępawo. Mimo to okazał się wystarczająco sprytny, by bić żonę w sposób, który nie zostawił na jego rękach śladów uderzeń. Za to krew… Przysięgał, że pobrudził się, gdy usiłował ją powstrzymać.
– Czy żona była w domu?
– Tak, mówiłem, że była. – Zarzecki kilkakrotnie już groził, że nie będzie nic mówił, a jednak zawsze mówił.
– Co stało się potem?
– Od progu zaczęła wrzeszczeć. Ktoś jej nagadał, że ją zdradzam.
Kruk słyszał to dziś kilkanaście razy. Za każdym razem Zarzecki znajdował sposób, aby opisać wydarzenia wieczoru coraz zwięźlej. Radek Maszyński, który siedział pod ścianą z protokołem przesłuchania, ziewnął. Wciąż nic nie zapisał. A Kruk z Zarzeckim powtarzali na nowo tylko to, co już było.
– I co dalej?
– Uderzyła mnie kilka razy.
– Oddał jej pan?
– Mówiłem, że nie. Poszedłem do kuchni. Wyjąłem piwo z lodówki. Kiedy sięgnąłem po szklankę, rozbiła butelkę o podłogę.
– To musiało boleć.
– Żeby pan wiedział. Jedyne piwo w lodówce.
– Czy właśnie wtedy stracił pan nad sobą panowanie?
Zarzecki wessał dolną wargę i przygryzł ją zębami. Żuł ją chwilę, aż w końcu zwrócił jej wolność.
– Możemy wałkować to w kółko, panie komisarzu, ale to do niczego nie doprowadzi. Źle się czuję. Złożę na pana skargę.
Kruk pchnął w jego stronę zdjęcie.
– Ciekawe, jak czuje się pańska żona.
Zarzecki nawet nie spojrzał, skulił się tylko.
– Mam nadzieję, że lepiej – powiedział cicho.
– Wróćmy do kuchni. Butelka się stłukła. Jakie to było piwo?
– Co za różnica? – Zarzecki ożywił się, bo pytanie o markę nie padło wcześniej.
Komisarz wzruszył ramionami. Czekał.
– Żywiec.
– Co pan wtedy zrobił?
– Powiedziałem jej, że jest pierdolnięta, i chciałem wyjść z kuchni. Nie mogłem przejść, zagrodziła mi drogę.
Kruk wyobraził sobie Kamilę Zarzecką stającą na drodze męża. Nie miała nawet stu sześćdziesięciu centymetrów wzrostu. Była drobna, wręcz chuda. Usiłował odgadnąć, jak wyglądała przed pobiciem. Możliwe, że to była ładna kobieta. Jedna z tych, które zawsze ciągnie do pojebów.
– I co pan zrobił?
– Czekałem, aż jej przejdzie, ale ona tylko się nakręcała.
– Miał pan romans?
– Po raz setny mówię, że nie miałem romansu.
– Po prostu święty, kurwa – mruknął ze swojego miejsca Maszyński.
Aspirant Radek Maszyński , robiący za protokolanta, miał ponad dwa metry wzrostu i obwód ramienia jak udo fajnej dziewczyny. Wyglądał idiotycznie z długopisem w ręku. Bardziej pasowałaby mu maczuga. Zarzecki musiał czuć się niekomfortowo, mając go za plecami, i tylko dlatego Maszyński tam usiadł.
Kruk pokiwał głową.
– Nie miał pan romansu. Nie pobił pan żony. Sama się pobiła.
– Właśnie tak. – Zarzecki podniósł głos. Nareszcie zaczął się denerwować. – Ile razy mam powtarzać, że sama się pobiła, pieprzona suka.
Demon czający się w umyśle Kruka otworzył oczy. Komisarz poczuł, że zaczyna boleć go głowa. Żałował, że w pokoju przesłuchań jest z nim Maszyński, a nie Paweł Lalkarz. Kruk wiedział, że jeśli mu odwali, Maszyński go nie powstrzyma, w każdym razie nie wcześniej, niż Zarzecki dostanie za swoje. Lalkarz to co innego, on myśli inaczej. Ale kapało z niego współczucie i pojechał do szpitala z Kamilą Zarzecką.
– W jaki sposób człowiek może sam się tak pobić?
– Też bym nie uwierzył. – Zarzecki skulił się jeszcze bardziej. Kruk znał takie typy. Wobec innych mężczyzn zachowywali się potulnie. Byli okrutni jedynie wobec kobiet, ale tylko wtedy, gdy czuli wystarczającą przewagę. Demon w głowie Kruka huczał.
– Więc jak?
Zarzecki wyprostował się na krześle. Coś w głosie policjanta musiało go zaniepokoić, bo spojrzał na kamerę pod sufitem i uspokoił się dopiero wtedy, gdy zyskał pewność, że czerwona dioda sygnalizuje nieprzerwane działanie urządzenia.
– Niech pan znów mi opowie, jak żona sama się biła. Najbardziej lubię ten moment, kiedy wali się pięścią w nos.
– Żeby pan wiedział. – Zarzecki znów podniósł głos. Nie był już tak niepewny siebie. Monitoring sprawia, że różne typy zaczynają się stawiać. Wielki Brat patrzy i Kruk musi się hamować, choć chce mu się rzygać. – Waliła się pięścią i uderzała głową w szafki.
– Takie rzeczy ją kręcą? – To już powiedział demon, a człowiek tylko poruszył ustami. Zarzecki znów się zaniepokoił. Uważnie spoglądał na komisarza. – No bo inaczej po co by się biła?
– Mówiłem. Chciała, żeby było na mnie.
– I jest.
– To jej zemsta za tę niby zdradę. Wiedziała, że nikt mi nie uwierzy.
– Dobra. – Kruk uderzył ręką w stół. – Dość tego. Ile lat jest pan żonaty?
– Pięć. Co z tego?
– To pana pierwsza zdrada?
– Nie ma innej kobiety.
– Żona zagroziła, że się z panem rozwiedzie, i dostał pan furii. Dlaczego? Przecież pan jej nie kocha.
Zarzecki z trudnością przełknął ślinę. W pokoju przesłuchań było gorąco. Maszyński nastawił grzejnik na pełną moc. Kruk czuł, jak strużka potu spływa mu po plecach. To nic, był przyzwyczajony. Ciężki oddech Zarzeckiego i jego mokre czoło były warte odrobiny poświęcenia.
– Ona nie chce się rozwieść. Kurwa mać, to głupia pizda, która dostała, co jej się należało. – Zarzecki przetarł czoło rękawem. Wystarczyło trochę czasu i niedogodności, aby zaczął tracić panowanie nad sobą. Zorientował się, co powiedział, i dodał szybko: – Nie ode mnie, sama się tak urządziła.
Kruk miał na sobie niebieską koszulę, prezent od Ewy, kiedy była jeszcze jego żoną. A pod spodem prosty granatowy T-shirt, który teraz lepił się do pleców. Koszula stawała się za mała, bo ostatnio nie miał co ze sobą zrobić i sporo czasu spędzał na siłowni. Wiedział, że gdy się zamachnie, materiał może pęknąć pod pachą.
Nie miał nic przeciwko, by tę koszulę diabli wzięli. Ale jeszcze nad sobą panował.
– Podpiszesz przyznanie się do winy – powiedział cicho.
Cień przebiegł po twarzy Zarzeckiego, jednak rzut oka na kamerę znowu go uspokoił. Czerwona dioda wywierała na niego kojący wpływ.
– Niech pan mnie nie straszy, panie komisarzu. To nie lata dziewięćdziesiąte, żeby policja robiła z człowiekiem, co jej się podoba.
W latach dziewięćdziesiątych Kruk był jeszcze na studiach i nawet nie podejrzewał, że trafi do policji babrać się w odpadach życia. Sądził, że zostanie na uniwersytecie, będzie pisać filozoficzne rozprawy i wykorzystywać katedrę do podrywania studentek. Zarzecki był młodszy od niego o siedem lat i miał czystą kartotekę. Żadnych kontaktów z policją w latach dziewięćdziesiątych. Pewnie oglądał serial Patryka Vegi, dlatego miał coś do powiedzenia o policji z tamtych czasów.
– Myślicie, że jestem cienias i nie mam znajomości – warknął Zarzecki, nagle rozzłoszczony. – Myślicie, że jesteście bezkarni. A ja znam paru ludzi i mam wystarczająco dużo forsy, aby wynająć prawnika, który dobierze się wam do dupy. Albo w tej chwili przerwiecie to bezprawne przesłuchanie, albo zrobię z wami porządek.
Maszyński uniósł brwi. Nieśpiesznie spojrzał na Kruka, po czym odłożył długopis i zaplótł ręce na piersi, jak widz w kinie szukający wygodniejszej pozycji.
– Zobaczycie, jak was urządzę – mruknął Zarzecki, jakby nagle stracił instynkt samozachowawczy.
Kruk wstał.
– Chodzi tylko o to – powiedział tak cicho, że niemal sam siebie nie słyszał, a w uszach tętniła mu krew – że jesteś sadystą i krzywdzisz ludzi, gdy są słabsi. To tak jak ja.
Zarzecki zerwał się z miejsca. Rzucił spojrzenie na Maszyńskiego, ale w pustej twarzy aspiranta nie znalazł wsparcia.
– Idę się odlać – rzucił Maszyński i wyszedł.
– Wszystko się nagra! – krzyknął Zarzecki, ale struny głosowe zawiodły i jego głos stał się piskliwy. Odchrząknął nerwowo, wskazał na sufit. – Kamera.
Kruk popatrzył w górę. Kiwnął głową, wrócił wzrokiem do Zarzeckiego. Nieśpiesznie obchodził stół.
– Od trzech tygodni to gówno nie działa, a komenda nie ma pieniędzy na naprawdę. Tylko ta dioda się świeci.
– Ja bym to naprawił – wychrypiał Zarzecki, cofając się pod ścianę i unosząc ręce, aby się zasłonić.